Translate

czwartek, 22 lutego 2024

DLA JEDNYCH OBCOWANIE ŚWIĘTYCH, DLA INNYCH FIZYKA KWANTOWA

 




zisiaj jestem niezwykle zaskoczona pewnymi opisami mojego stanu zdrowia. Powinnam świętować, a nie ślęczeć nad laptopem. Tak można by stwierdzić, ale przecież ja nie traktowałam prowadzenia żadnego z moich blogów, jako ślęczenie nad komputerem, czy marnowaniem czasu, jak to określają moi "znajomi obserwatorzy". Czytanie, pisanie itp. to rodzaj gimnastyki moich zwojów mózgowych. Usłyszałam od pewnej młodej doktor neurologii na prywatnym towarzyskim spotkaniu, że to najlepszy sposób na uniknięcie rozwoju choroby Alzheimera. Postanowiłam się tego trzymać. Obciążenie genetyczne tą chorobą w rodzinie jest dość wysokie. Mam o co walczyć. Nieważne, czy te moje rozważanie ktoś czyta, czy nie. Istotne są te momenty, kiedy mój mózg był aktywny w trakcie ich tworzenia. Wprawdzie choroba ta nie ominęła ludzi o aktywnych i światłych umysłach ludzi z różnych zawodów.

Od pewnego czasu wydawało mi się, że prowadzenie trybu siedzącego (w czasie aktywności zawodowej, jak i bardzo już długiego okresu emerytalnego) powinno "zaowocować" co najmniej, jeśli nie odciskami na pewnej części ciała, to jakimiś zakrzepami żylnymi.

No i ciekawość tę zaspokoiłam za cenę ca... 830 zł
Czy warto było?
Owszem.
Leżąc podczas badania przypominałam się pewnemu brodatemu zakonnikowi w kapturze. Nie dawałam mu spokoju.
Wykonano mi badania z krwi (D-dimery) oraz USG Dopler żył szyi i kończyn dolnych. Pani doktor jeszcze przed wręczeniem mi opisu stwierdziła, że wyniki są rewelacyjne.

Czy coś lub ktoś maczał tu swoje palce, nie wspominając o lekarzu radiologii?

Może św. Charbel, który już niemal rok atakowany jest przeze mnie prośbami o zdrowie?
A miał mój kochany święty dużo roboty, bo to, jak nie
prośba o uzdrowienie szwagra,
to moja ostroga piętowa (zapalenie rozcięgna podeszwowego) jednej nogi ,
to po ustąpieniu dolegliwości (chyba po to, żeby o św. Charbelu nie zapomnieć), druga noga "zaniemogła" na to samo.
A przecież nieustanne zanoszę prośby o zdrowie wnuków, których stan zdrowia na przemian tego wymaga.

Dzisiaj, też wyjeżdżając na badania na określoną godzinę, mimo blokady na trasie rolników i grożącym nam spóźnieniem, też angażowałam tego świętego - tylko nam pozwolono jechać zamkniętą trasą.
Już w domu dałam zadanie św. Charbelowi - "Kochany, tylko czyściutkie, przestronne żyły - tylko nieskalana żadnymi blaszkami miażdżycowymi krew".

Ktoś pomyślałby:
"Babciu... w twoim wieku, łasuchu wszelkich słodyczy w ogromnej ilości, niezachowujący żadnej diety, nie stosujący aktywności ruchowej, ha ha ha..."

A jednak wszystko jest możliwe.
św. Charbel to nie jedyny angażowany mieszkaniec nieba, atakowany przeze mnie, najczęściej wieczorami, ale przecież w każdym momencie dnia, w razie potrzeby.
Jest m.in. św. Ojciec Pio.
Ten był bardziej praktyczny. Za swojego życia atakowany pielgrzymami szukającymi pomocy w ogromnych rzeszach - ułożył specjalną modlitwę i teraz odsyła takich, jak ja, bezpośrednio do Najwyższego.
Można ją odmawiać codziennie, a za każdym razem zauważysz, że właśnie to ten dzisiejszy Twój przypadek znajduje się uwypuklony w modlitwie.
Jeśli wczoraj nie odczuwałaś bólu nogi, akapit o tym schorzeniu był Ci daleki, nawet zdziwieniem było zamieszczenie w modlitwie "podeszwy stóp". Traktowało się to jako określenie człowieka "w całości"- od podeszwy stóp po czubek jego głowy. A przecież w końcu przyszło mi modlić sie o moje podeszwy i czubek głowy pewnego Andrzeja.
Ale ... oczyszczenie żył(?).... przecież tyle razy, każdego dnia, wymawiałaś słowa modlitwy, nie zatrzymując się w tym momencie.
W modlitwie wymienione podeszwy stóp... No tak... przecież dotknęło mnie "zapalenie rozcięgna podeszwowego". Ktoś pomyślał i o tym...

Modlitwa św. Ojca Pio o uzdrowienie
„Ojcze Niebieski, dziękuję Ci za to, że mnie kochasz.
Dziękuję Ci za zesłanie Twojego Syna, Pana naszego Jezusa Chrystusa na świat, aby mnie zbawił i uwolnił.
Ufam w Twą moc i łaskę, która wspiera i leczy mnie.
Kochający Ojcze, dotknij mnie teraz swoimi uzdrawiającymi dłońmi, abym uwierzył, że Twoja dobra wola jest dla mnie, mojego umysłu, ciała i duszy.

Okryj mnie najszlachetniejszą krwią Twojego Syna, naszego Pana Jezusa Chrystusa od czubka mej głowy do podeszwy mych stóp.
Wyrzuć to, czego nie powinno być we mnie.
Wylecz niezdrowe i nieprawidłowe komórki.
Otwórz zablokowane tętnice i żyły oraz odbuduj i dopełnij wszelkie uszkodzenia. Usuń wszystkie stany zapalne i przemyj infekcje mocą najdroższej krwi Jezusa. Niech ogień Twej uzdrawiającej miłości przejdzie przez całe moje ciało w celu uzdrowienia tak, aby funkcjonowało ono w sposób w jaki Ty je stworzyłeś.
Dotknij też mego umysłu i moich emocji, nawet najgłębszych zakamarków mojego serca.
Napełnij mnie swoją obecnością, miłością, radością oraz pokojem i przyciągaj jeszcze bliżej do siebie w każdym momencie mojego życia.
Ojcze, napełnij mnie Swoim Duchem Świętym i upoważnij do czynienia wszystkiego co się da, aby moje życie przynosiło chwałę i cześć Twemu świętemu imieniu.
Proszę Cię o to w imię Pana Jezusa Chrystusa. Amen.”

To tak, jak kobieta znajdująca sie w ciąży nagle zauważa na ulicy inne kobiety w tym samym stanie.
Coś dla mężczyzn... Kupujesz sobie auto określonej marki i o dziwo... ile takich aut pojawia się na ulicach, gdzie one dotąd były?

Sceptycy wpływu obcowania ze świętymi mogą znaleźć wytłumaczenie tych sytuacji np. w fizyce kwantowej.

Jeden z fizyków - Ulrich Warnke - niemiecki naukowiec, który pracował jako wykładowca na Uniwersytecie Kalifornijskim oraz Uniwersytecie Kraju Saary twierdzi, że zgodnie z zasadami fizyki kwantowej, nasze myśli mają bezpośrednie przełożenie na to, co spotyka nas w świecie materialnym.

środa, 8 września 2021

NARODZENIE SIĘ MARYI DZIEWICY


Fragment narodzenia NMP, Jusepe Leonardo (1601–1652)


POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA 1-7
Maria Valtorta

7. NARODZENIE SIĘ MARYI DZIEWICY
Napisane 26 sierpnia 1944. A, 3458-3467

idzę, jak Anna wychodzi z ogrodu warzywnego. Wspiera się na ramieniu może jakiejś krewnej, bo jest do niej podobna. Jest bardzo gruba i wygląda na zmęczoną także z powodu duszności, zupełnie podobnej do tej, która mnie osłabia.

Chociaż ogród jest zacieniony, to jednak powietrze jest gęste i ciężkie. Można by je kroić nożem jak pulchne i ciepłe ciasto, takie jest ciężkie pod bezlitosnym niebem. Jego błękit jest nieco zamglony przez zawieszone w powietrzu drobiny kurzu. Susza trwa już chyba od dawna, ziemia bowiem – tam gdzie nie była podlewana – zamieniła się w bardzo miałki, prawie biały pył. Jego biel jest lekko różowa, jakby brudna. Po nawodnieniu ziemia staje się ciemna: czerwonobrązowa. Widać to przy roślinach i wzdłuż grządek, na których rosną jarzyny, a także wokół krzewów róż i jaśminów, wokół kwiatów i kwiatuszków rosnących głównie na obrzeżach i przed pięknym tunelem, który przecina sad na dwie części. Jedna z nich ciągnie się aż do granicy pól, z których sprzątnięto już zboże. Nawet trawa na otaczającej granice posiadłości łączce jest rzadka i wyschnięta. Tylko na skraju – gdzie znajduje się żywopłot z dzikiego głogu, cały obsypany rubinami małych owoców – trawa jest gęstsza i bardziej zielona. Tam, szukając cienia i paszy, zgromadziły się owce pod opieką małego pastuszka.

Joachim krząta się przy rzędach warzyw i oliwek. Ma dwóch pomocników. Pomimo zaawansowanego wieku jest żwawy i pracuje z widocznym upodobaniem. Otwierają właśnie, przy granicy pól, zastawki na wodę, żeby spływała małymi rowkami na spragnione rośliny. Woda toruje sobie drogę, kłębiąc się poprzez trawę i wyschniętą ziemię, tworząc mokre zakola. Przez chwilę wyglądają one jak żółtawy kryształ, ale wkrótce stają się ciemnymi obręczami wilgotnej ziemi, które otaczają pnie winorośli i oliwek bogato obciążonych owocami. Anna przechodzi pod cienistym tunelem obrośniętym winoroślą – gdzie brzęczą złote pszczoły, spragnione słodyczy soku z jasnych gron – i zbliża się powoli do Joachima. Ten, zauważywszy małżonkę, śpieszy na spotkanie.

«Przyszłaś tutaj?»

«Dom jest nagrzany jak piec…»

«I to cię męczy…»

«To jedyne cierpienie ostatnich chwil mego stanu. Cierpią wszyscy: ludzie i zwierzęta. Nie przebywaj zbyt długo na słońcu, Joachimie!»

«Deszcz – którego od tak dawna oczekujemy i który od trzech dni wydaje się tak blisko – nie nadchodzi. A uprawy wypalają się. Na szczęście nasze źródło jest niezwykle obfite. Właśnie otwierałem kanały nawadniające. Niewielka to pomoc dla roślin – których liście zwiędły i pokryły się kurzem – ale to nie pozwoli im zginąć. Żeby tak zaczęło padać!…»

Joachim spogląda w niebo z troską wspólną wszystkim rolnikom. Anna zaś chłodzi się wachlarzem zrobionym chyba z liścia palmy. Przepleciony jest wielobarwną nicią, która go usztywnia. Krewna odzywa się:

«Tam w dali, zza Wielkiego Hermonu, wyłaniają się gwałtownie chmury. Północny wiatr zwykle jest orzeźwiający, więc być może przyniesie deszcz.»

«Już od trzech dni zrywa się, ale zaraz po wschodzie księżyca cichnie. Zobaczycie, że dzisiaj znowu tak będzie» – Joachim jest zniechęcony.

«Wracajmy do domu! Tutaj nie ma czym oddychać. Myślę, że lepiej będzie wrócić!…» – mówi Anna. Jej twarz wydaje się bardziej oliwkowa z powodu nagłej bladości.

«Cierpisz?» [– pyta małżonek.]

«Nie. Ogarnia mnie wielki pokój: taki, jaki odczuwałam w Świątyni, kiedy dana mi była łaska; pokój, jakiego doznałam też wtedy, gdy poczułam, że zostałam matką. To jest jak uniesienie, jakby słodkie omdlenie ciała, podczas gdy duch doznaje takiego pokoju, do jakiego nic co ludzkie nie jest podobne. Kochałam cię, Joachimie. Gdy weszłam do twego domu i powiedziałam sobie: „Jestem małżonką sprawiedliwego”. Odczuwałam wtedy pokój, tak jak i za każdym razem, gdy troszczyłeś się o swoją Annę z opiekuńczą miłością. Jednak ten pokój jest inny. Myślę, że jest on podobny do oliwy, którą łagodnie rozlał nasz ojciec Jakub po śnie o aniołach.[1] A może jeszcze bardziej podobny do rozkosznego pokoju dwóch Tobiaszów, gdy objawił im się Rafał.[2] W miarę jak ogarnia mnie ten pokój i jak się nim cieszę, on ciągle wzrasta. To jest tak, jakbym się unosiła w lazurową przestrzeń nieba… i nie wiem, dlaczego od chwili gdy się ten stan duszy pojawia, rodzi się w mym sercu pieśń Tobiasza.[3] Wydaje mi się, że pieśń została napisana na tę właśnie chwilę… dla tej radości… dla izraelskiej ziemi, która ją słyszy… dla grzesznej Jerozolimy, otrzymującej teraz przebaczenie… lecz… nie śmiejcie się z majaczenia matki, która mówi: „Dziękuj Panu za dobra, jakimi cię obdarzył, i błogosław Boga, że odnowił w tobie Swój Przybytek”. Myślę, że tym, który odbuduje w Jerozolimie Przybytek Boga Prawdziwego, będzie istota mająca się ze mnie narodzić… i poza tym myślę, że to nie o Świętym Mieście, lecz o tej Istocie, która powstaje we mnie, kantyk powiada: „Będziesz jaśniała cudownym światłem, a wszystkie narody ziemi pokłonią się przed Tobą. Narody przyjdą do Ciebie, żeby Ci przynieść podarki, i uwielbią w Tobie Pana i zachowają Twoją ziemię świętą, gdyż w Tobie będą wzywać Wielkiego Imienia. Będziesz szczęśliwa w Swych dzieciach, gdyż wszystkie będą błogosławione, bo zgromadzą się wokół Pana. Błogosławieni, którzy będą Cię kochać i radować się Twoim pokojem!…” a pierwszą, która się cieszy, jestem ja: Jej szczęśliwa matka.»

Anna, mówiąc te słowa, mieni się na twarzy i rozpromienia jak ktoś, kto przechodzi ze światła księżycowego do wielkiej jasności. Słodkie łzy spływają jej po policzkach. Nie zauważa ich, uśmiechając się do swej radości. Idzie w stronę domu między krewną i małżonkiem. Ci słuchają jej w milczeniu, wzruszeni.

Wszyscy przyspieszają kroku, bo chmury popychane gwałtownie wiatrem pędzą i gromadzą się na niebie. Równinę ogarnia mrok i drżenie zapowiadające burzę. Gdy są już na progu domu, pierwsza sina błyskawica rozdziera niebo. Grzmot pierwszego uderzenia pioruna przypomina toczenie ogromnego kotła i miesza się z szelestem pierwszych kropel, które spadają na spalone liście.

Wchodzą do domu i Anna zaraz się oddala. Joachim wraz z pomocnikami zatrzymuje się na progu. Rozmawia o tak oczekiwanym deszczu, który jest błogosławieństwem dla zeschniętej ziemi. Wnet jednak radość zmienia się w troskę, bo zrywa się straszliwa nawałnica, z błyskawicami i gradowymi chmurami.

«Jeśli chmura pęknie, oliwki i winogrona zostaną zmiażdżone jak w młyńskim kole. Czeka nas bieda!»

Potem ogarnia Joachima nowy niepokój – z powodu małżonki, dla której nadszedł czas porodu. Krewna zawiadamia go o tym, zapewniając, że Anna wcale nie cierpi. Joachim jednak niepokoi się. Krewna i inne niewiasty – a wśród nich jest też mama Alfeusza – wychodzą z izby Anny. Zaraz tam powracają z ciepłą wodą w miednicach i z ręcznikami, które wysuszyły się przy płomieniu ognia, jaśniejącego radośnie w palenisku na środku wielkiej kuchni. Joachim pyta kobiety o nowiny, lecz nie uspokajają go ich pociechy. Niepokoi go nawet to, że Anna nie krzyczy. Mówi:

«Jestem mężem i nigdy nie asystowałem przy porodzie. Pamiętam jednak, jak mówiono, że brak bólu jest złym znakiem.»

Wieczór zapada wcześniej z powodu burzy, która jest niezwykle gwałtowna. Strumienie wody, wicher, błyskawice – wszystko naraz, prócz gradu, który odszedł, by spaść gdzie indziej.

Jeden z towarzyszących Joachimowi pomocników zauważa tę gwałtowność i mówi:

«Można by rzec, że szatan z demonami wyszedł z Gehenny. Spójrz na te czarne chmury! Czuć smród siarki wypełniający powietrze. Słychać cyniczne świsty, krzyki, narzekania i złorzeczenia. Jeśli to on, to musi być wściekły dziś wieczorem.»

Drugi młodzieniec odpowiada ze śmiechem:

«Wielka zdobycz mu umknęła. A może Michał uderzył go Bożym piorunem, dlatego ma potrzaskane rogi i spalony ogon?»

Jedna z niewiast przebiega obok nich i krzyczy:

«Joachimie, już się rodzi! Wszystko odbywa się szybko i dobrze» – i znika, trzymając w rękach małą amforę.

Po ostatnim uderzeniu pioruna – tak silnym, że rzuca trzech mężczyzn o ścianę – burza nagle ustaje. Przed domem, w ziemi ogrodu, zostaje na pamiątkę po niej czarna dymiąca dziura. Tymczasem jakieś kwilenie – podobne do skargi gołąbka, który po raz pierwszy nie piszczy, lecz grucha – przenika przez drzwi pokoju Anny. W tym momencie gigantyczna tęcza rozpościera swe półkole na całej rozciągłości nieba. Wychodzi lub przynajmniej wydaje się wychodzić ze szczytu Hermonu, który – całowany promieniami słońca – wygląda jak utworzony z najdelikatniejszego, białoróżowego alabastru. Wznosi się na sam szczyt bardzo jasnego wrześniowego nieba, przechodząc przez bezkresne przestrzenie, oczyszczone z wszelkich zabrudzeń. Szybuje ponad pagórkami Galilei i nad ukazującą się równiną – między dwoma figowcami i jeszcze nad inną górą – zdając się kończyć u kresu horyzontu, tam gdzie stromy łańcuch górski zupełnie zasłania widok.

«Tego jeszcze nigdy nie widziano!»

«Patrzcie! Patrzcie!»

«Tęcza wydaje się otaczać całą ziemię izraelską… i już… ale popatrzcie tylko, jaka gwiazda!… A słońce jeszcze nie zaszło. Jaka Gwiazda! Błyszczy jak ogromny diament!…»

«I księżyc! Tam… Księżyc w pełni, mimo że brak do niej całych trzech dni! Patrzcie, jak świeci!»

Przychodzą szczęśliwe niewiasty z różowym kłębuszkiem zawiniętym w śnieżnobiałe płótno. To jest Maryja, Mama! Maleńka Maryja, która mogłaby spać swobodnie tulona w ramionach dziecka. Maryja jest nie dłuższa niż łokieć. Ma maleńką główkę jak z kości słoniowej zabarwionej lekko na różowo. Małe karminowe usteczka już nie płaczą, lecz wykonują instynktowny ruch ssania, ale są tak maleńkie, że nie wiadomo, jak sobie poradzą z ujęciem końca piersi. Maleńki nosek wystaje między okrągłymi liczkami, a gdy otwierają się oczka, widać dwa skrawki nieba, dwa niewinne lazurowe punkty, które patrzą nie widząc spomiędzy delikatnych płowych rzęs, tak jasnych, że prawie różowych. Nawet delikatne włoski na okrągłej główce mają lekki różowy odcień, jak niektóre miody – niemal białe. Uszka są jak dwie muszelki: przezroczyste, różowawe, doskonałe. A rączki…? Poruszają się w powietrzu w kierunku buzi. W tej chwili są zaciśnięte w piąstki jak dwa młode pączki róży, w których pękły zielone płatki i ukazuje się ich bladoróżowy jedwab. Gdy się otwierają, są jak dwa małe klejnoty z kości słoniowej lub alabastru, ledwo zaróżowione, z pięcioma maleńkimi paznokciami w kolorze jasno liliowym. Jakże sobie poradzą w przyszłości te ręce, żeby otrzeć tak wiele łez?

A nóżki? Gdzie one są? Na razie nóżki ukryte są w lnianych płótnach, lecz oto krewna siada i odkrywa je. Jakież maleńkie stópki! Mają cztery centymetry długości, a podeszwy są jak koralowe łupinki! Na wierzchu stopka wygląda jak śnieżna łupinka, ozdobiona niebieskimi żyłkami. Palce są arcydziełami miniaturowej rzeźby, zakończone bladoliliowymi łuseczkami. W jaki sposób będzie można znaleźć sandałki, gdy te maleńkie jak u lalki stópki będą stawiać pierwsze kroczki? Jak będzie można na nich stanąć? Jak poradzą sobie, by odbywać w przyszłości dalekie i uciążliwe podróże i by utrzymać pod krzyżem tyle cierpienia?

Jednak teraz nikt o tym nie wie. Wszyscy się śmieją i cieszą, widząc jak te śliczne nóżki poruszają się i szamocą. Patrzą na miniaturowe zaokrąglone udka, tworzące z brzuszkiem dołki i fałdki. Szyja wyłania się z doskonałej maleńkiej klatki piersiowej. Pod osłaniającym ją bardzo białym jedwabiem widać ruchy oddychania. Kiedy zaś przyłoży się usta do klatki piersiowej – jak to właśnie czyni szczęśliwy ojciec, żeby Ją pocałować – słychać bicie małego serduszka… tego najpiękniejszego serca, jakie było kiedykolwiek na ziemi we wszystkich czasach: jedynego niepokalanego serca ludzkiego.

A plecy? Przewracają Ją na brzuszek i widać wygięcie kręgosłupa, okrągłe ramionka i różowy karczek. Jest tak silny, że główka unosi się na małej szyi, wyglądając jak główka ptaszka. Rozgląda się, żeby odkrywać nowy dla Niej świat. Wydaje lekki okrzyk niezadowolenia, że Ją pokazują – tę Czystą i Skromną – tylu ludzkim oczom: Ją, której nikt już nigdy nie ujrzy nagiej, bo jest najbardziej Dziewiczą, Świętą i Niepokalaną. Zakryjcie, zakryjcie czym prędzej ten Pączek lilii, której kielich nigdy się nie rozchyli na ziemi – ten pączek, który da jeszcze piękniejszy od siebie Kwiat, wyłącznie Bogu, pozostając na ziemi zawsze tylko Pączkiem. Dopiero w Niebie ta Lilia Trójjedynego Pana rozchyli wszystkie płatki. Tam bowiem, w górze, nie ma już pyłu grzechu, który – choćby tylko niechcący – mógłby sprofanować tę najwyższą czystość. Tam bowiem w górze przyjmie Ją na oczach całego Nieba Trójosobowy Bóg, który – na razie ukryty w sercu bez skazy – będzie w Niej za kilka lat jako Ojciec, Syn i Małżonek.

Oto na nowo jest w pieluszkach, trzymana w ramionach przez Jej ziemskiego ojca, do którego będzie tak podobna. Ale nie teraz: obecnie jest tylko zarysem człowieka. Chcę powiedzieć, że będzie podobna do Joachima jako dojrzała niewiasta. Z matki nie ma nic. Z ojca – cerę i kolor oczu, a także włosów, które teraz są białe, lecz musiały być dawniej jasne, jak na to wskazują jego rzęsy. Rysy twarzy Maryja ma takie jak ojciec, tylko doskonalsze, bo bardziej niewieście i delikatne. Jest przecież niewiastą i to jaką Niewiastą! Po ojcu ma uśmiech i spojrzenie, gesty i wzrost. Gdy myślę o Jezusie – takim, jakiego Go widzę – to wydaje mi się, że Anna dała Wnukowi wzrost oraz bardziej śniadą, nieco ciemniejszą cerę. Maryja nie ma postawy Anny – przypominającej wysoką i strzelistą palmę – lecz ujmujący wygląd ojca.

Niewiasty też rozmawiają o burzy, o ukazaniu się księżyca i gwiazdy, o ogromnej tęczy. Przechodzą wraz z Joachimem do pokoju szczęśliwej matki, żeby jej oddać dziecko. Anna leży i uśmiecha się do swoich myśli: «To Gwiazda – mówi. – Jej znak jaśnieje na niebie. Maryja – tęcza pokoju! Maryja – moja gwiazda! Maryja – czysty księżyc! Maryja – nasza perła!»

«Nazywasz Ją Maryją?»

«Tak. Maryja: gwiazda, perła, światłość, pokój!…»

«Oznacza jednak też gorycz… Nie obawiasz się, że [to imię] przyniesie Jej nieszczęście?»

«Bóg jest z Nią. Należała do Niego, zanim jeszcze zaczęła istnieć. On Ją poprowadzi Swymi drogami i cała gorycz życia przemieni się w niebiański miód. Teraz jesteś u Swojej mamy… jeszcze przez jakiś czas, zanim cała będziesz należała do Boga…»

Widzenie kończy się na pierwszym śnie Anny – matki i Maryi – dzieciny.

OPINIA PAPIEŻA PIUSA XII

Wszystko, co można powiedzieć o pięknie i głębi zawartości pism włoskiej mistyczki Marii Valtorty (+1961) streszcza się w zdaniu wypowiedzianym przez Ojca Świętego Piusa XII, który 26 lutego 1948, w czasie audiencji specjalnej udzielonej ojcom Andrea M. Cecchin, Corrado Berti i Romualdo M. Migliorini, teologom z Zakonu Serwitów Najświętszej Maryi Panny, opiekunom Marii Valtorty, powiedział: «Opublikujcie to dzieło takie jakie jest. Nie ma potrzeby wydawać opinii o jego pochodzeniu. Kto przeczyta, ten zrozumie»

Kardynał Gagnon wydał 31.10.1987 oświadczenie: «Sąd wydany przez Ojca Świętego w roku 1948 stanowił oficjalne imprimatur nadane w obecności świadków.»

Narodzenie Dziewicy Maryi - Bartolomé Esteban Murillo, Public domain, via Wikimedia Commons


wtorek, 31 sierpnia 2021

PRZEPIÓRKI I MANNA

 Na moim drugim blogu "ZAPISKI WCZESNEJ EMERYTKI" pisałam wczoraj o stworzeniach (mogących stanowić pokarm dla człowieka), spadających "z nieba".

Osobom, znającym Biblię, kojarzyć się to może z przepiórkami i manną, które też "spadały z nieba" w czasie wędrówki Izraelitów przez pustynię. 

Art by  James Joseph  Jacques  Tissot 
 z przełomu XIX i XX wieku

Zamieszczam poniżej pełny tekst biblijny, po czym komentarz, jak ewentualnie ten cud, czy zjawisko naturalne podane w cudowny sposób, można rozumieć.
Przepiórki jednak, ani manna nie były Izraelitom podane na misach, gotowe do spożycia, jak my teraz marzymy o pieczonych gołąbkach spadających z nieba wprost do naszych gąbek. Tak... tak... to tylko przysłowie...
Izraelici musieli się troszeczkę wysilić. 
Jednak nie byli na tyle wdzięczni za ten dar, aby nie buntować się i szemrać przeciw Bogu. 
Czy człowiekowi kiedykolwiek można było dogodzić? 
Nieposłuszeństwo i brak wdzięczności wzięło początek  od Adama i Ewy...

Wydawnictwo PallottinumPismo Święte Starego i Nowego Testamentu

STARY TESTAMENT

Księga Wyjścia
 

Przepiórki i manna

16
Następnie wyruszyli z Elim. Przybyło zaś całe zgromadzenie Izraelitów na pustynię Sin1, położoną między Elim a Synajem, piętnastego dnia drugiego miesiąca od ich wyjścia z ziemi egipskiej. I zaczęło szemrać na pustyni całe zgromadzenie Izraelitów przeciw Mojżeszowi i przeciw Aaronowi. Izraelici mówili im: «Obyśmy pomarli z ręki Pana w ziemi egipskiej, gdzieśmy zasiadali przed garnkami mięsa i jadali chleb do sytości! Wyprowadziliście nas na tę pustynię, aby głodem umorzyć całą tę rzeszę».
Pan powiedział wówczas do Mojżesza: «Oto ześlę wam chleb z nieba, na kształt deszczu. I będzie wychodził lud, i każdego dnia będzie zbierał według potrzeby dziennej. Chcę ich także doświadczyć, czy pójdą za moimi rozkazami czy też nie. Lecz w dniu szóstym zrobią zapas tego, co przyniosą, a będzie to podwójna ilość tego, co będą zbierać codziennie». Mojżesz i Aaron powiedzieli do społeczności Izraelitów: «Tego wieczora ujrzycie, że to Pan wyprowadził was z ziemi egipskiej. A rano ujrzycie chwałę Pana, gdyż usłyszał On, że szemrzecie przeciw Panu. Czymże my jesteśmy, że szemrzecie przeciw nam?» Mojżesz powiedział: «Wieczorem Pan da wam mięso do jedzenia, a rano chleb do sytości, bo słyszał Pan szemranie wasze przeciw Niemu. Czymże bowiem my jesteśmy? Nie szemraliście przeciwko nam, ale przeciw Panu!»
Mojżesz rzekł do Aarona: «Powiedz całemu zgromadzeniu Izraelitów: Zbliżcie się do Pana, gdyż słyszał wasze szemrania». 10 W czasie przemowy Aarona do całego zgromadzenia Izraelitów spojrzeli ku pustyni i ukazała się im w obłoku chwała Pana. 11 I przemówił Pan do Mojżesza tymi słowami: 12 «Słyszałem szemranie Izraelitów. Powiedz im tak: O zmierzchu2 będziecie jeść mięso, a rano nasycicie się chlebem. Poznacie wtedy, że Ja, Pan, jestem waszym Bogiem». 13 Rzeczywiście wieczorem przyleciały przepiórki3 i pokryły obóz, a nazajutrz rano warstwa rosy leżała dokoła obozu. 14 Gdy się warstwa rosy uniosła ku górze, wówczas na pustyni leżało coś drobnego, ziarnistego, niby szron na ziemi415 Na widok tego Izraelici pytali się wzajemnie: «Co to jest?»5 - gdyż nie wiedzieli, co to było. Wtedy powiedział do nich Mojżesz: «To jest chleb, który daje wam Pan na pokarm. 16 To zaś nakazał wam Pan: Każdy z was zbierze dla siebie według swej potrzeby, omer na głowę. Każdy z was przyniesie według liczby osób, które należą do jego namiotu». 17 Izraelici uczynili tak i zebrali jedni dużo, drudzy mało. 18 Gdy mierzyli swój zbiór omerem, to ten, który zebrał wiele, nie miał nic zbywającego, kto zaś za mało zebrał, nie miał żadnego braku - każdy zebrał według swych potrzeb.
19 Następnie Mojżesz powiedział do nich: «Niechaj nikt nie pozostawia nic z tego do następnego rana». 20 Niektórzy nie posłuchali Mojżesza i pozostawili trochę na następne rano. Jednak tworzyły się robaki i nastąpiło gnicie. I rozgniewał się na nich Mojżesz. 21 Zbierali to każdego rana, każdy według swych potrzeb. Lecz gdy słońce goręcej przygrzewało, topniało.
22 W szóstym zaś dniu zbierali podwójną ilość pożywienia, dwa omery na każdego. I przybyli wszyscy przełożeni zgromadzenia, i donieśli to Mojżeszowi. 23 A on rzekł do nich: «Oto, co Pan chciał wam powiedzieć: Dniem świętym spoczynku, szabatem poświęconym dla Pana, jest dzień jutrzejszy. Upieczcie, co chcecie upiec, i ugotujcie, co chcecie ugotować. Wszystko zaś, co wam zbywa, odłóżcie na dzień następny». 24 I odłożyli na następny dzień według nakazu Mojżesza. I nie nastąpiło gnicie, ani też nie tworzyły się tam robaki. 25 Mojżesz powiedział: «Jedzcie to dzisiaj, albowiem dzisiaj jest szabat ku czci Pana! Dzisiaj nie znajdziecie tego na polu. 26 Przez sześć dni możecie zbierać, jednak w dniu siódmym jest szabat i nie będzie nic tego dnia».
27 Niektórzy z ludu wyszli siódmego dnia, aby zbierać, ale nic nie znaleźli. 28 Wówczas Pan powiedział do Mojżesza: «Jakże długo jeszcze będziecie się wzbraniali zachowywać moje nakazy i moje prawa? 29 Patrzcie! Pan nakazał wam szabat i dlatego w szóstym dniu dał wam pokarm na dwa dni. Każdy przeto z was pozostanie w domu! W dniu siódmym żaden z was niech nie opuszcza swego miejsca zamieszkania». 30 I stosownie do tego lud obchodził dnia siódmego szabat.
31 Dom Izraela nadał temu [pokarmowi] nazwę manna. Była ona biała jak ziarno kolendra i miała smak placka z miodem.
32 Mojżesz rzekł: «Oto, co nakazał Pan: Napełnijcie omer i przechowajcie go dla waszych późniejszych pokoleń, aby ujrzeli pokarm, którym żywiłem was na pustyni po wyprowadzeniu z ziemi egipskiej». 33 Mojżesz rzekł do Aarona: «Weź naczynie i napełnij je omerem manny, i złóż ją przed Panem, aby przechować ją dla waszych późniejszych pokoleń». 34 Aaron położył je przed Świadectwem6, aby przechować - jak to Pan nakazał Mojżeszowi.
35 Izraelici jedli mannę przez czterdzieści lat, aż przybyli do ziemi zamieszkałej. Jedli mannę, aż przybyli do granic ziemi Kanaan. 36 Omer zaś jest dziesiątą częścią efy.


W Księdze Liczb



Wj 16, 13 - Przepiórki w kwietniu lecą z Arabii południowej do Europy, skąd wracają we wrześniu. Zmęczone lotem dają się łatwo schwytać (por. Lb 11,31nPs 78[77],26-29).

31 Podniósł się wiatr zesłany przez Pana i przyniósł od morza przepiórki, i zrzucił na obóz z obu jego stron na dzień drogi, i pokryły ziemię na dwa łokcie wysoko6. 32 Ludzie byli na nogach przez cały dzień, przez noc i następny dzień, i zbierali przepiórki. Kto mało zebrał, przyniósł najmniej dziesięć chomerów7. I rozłożyli je wokół obozu. 

Wj 16, 15 - "Co to jest?" brzmi po hebr. man-hu, co jest ludową etymologią wyrazu manna. Może tu chodzi o ciecz, jaką wydaje z siebie krzew tamaryszku (Tamarix mannifera), lecz cudownie ubogaconą nowymi własnościami. W NT manna jest typem Eucharystii (J 6,31.49Ap 2,17).


Wj 16, 14 - Inne opisy wyglądu manny zob. wiersz 31 i Lb 11,7-9.  

( Manna zaś była podobna do nasion kolendra i miała wygląd bdelium5. Ludzie wychodzili i zbierali ją, potem mełli w ręcznych młynkach albo tłukli w moździerzach. Gotowali ją w garnkach lub robili z niej podpłomyki; smak miała taki jak ciasto na oleju. )

.........

sobota, 14 sierpnia 2021

HISTORIA MADONNY FERRUZZIEGO



łoda dziewczyna z Luvigliano, Angelina Cian, druga z 15 dzieci, została zauważona na ulicy przez Ferruzziego, gdy trzymała swojego kilkumiesięcznego brata Giovanniego.
Zgodnie z ówczesnym zwyczajem w rodzinach wielodzietnych starsze dziewczynki musiały pomagać w rodzinie i opiekować się młodszym rodzeństwem. Zresztą było podobnie i w polskich rodzinach.
Malarz był pod takim wrażeniem słodkiej sceny i piękna dziewczyny, że poprosił dziewczynę, aby została jego modelką, oczywiście za odpowiednią opłatą.

Angelina Cian miała zaledwie 11 lat, a ponieważ w tamtym czasie modelowanie dla malarza uważano za nieobyczajne, rodzice zakazali córce opowiadanie komukolwiek o tym zdarzeniu.
Należałoby przypuszczać, że dalsze losy tej dziewczynki potoczą się, jak w bajce.
Niestety...
Po kilku latach Angelina przeprowadziła się do Wenecji, gdzie poślubiła Antonio Bovo, po czym około 1906 roku wyjechali do Ameryki, osiedlając się w Oakland w Kalifornii.
 Dalej kontynuowała wielodzietność rodziny, bo miała aż 10 dzieci, jednak los sprawił, że pozostała wcześnie wdową z całą tą grupką do wychowania, ponieważ mąż zmarł w wieku 42 lat. Trudności były dla niej tak wielkie, że nie zdołała ich udźwignąć, popadając w rozpacz, co spowodowało chorobę psychiczną. Została umieszczona w szpitalu psychiatrycznym, gdzie pozostała aż do śmierci, czyli do 1972 roku. Fakt pozowania do obrazu Ferruzziego utrzymała w tajemnicy aż do śmierci.
Jedna z jej córek, Mary, która została zakonnicą, przybierając imię Siostra Angela Maria Bovo, odkryła tę tajemnicę dopiero w 1984 roku.

"(...)Mary była siódmym z dziesięciorga dzieci Angeliny Cian i Antonio Bovo.
Po śmierci ojca i załamaniu psychicznym matki, wraz z innymi braćmi trafiła do zakładu dla sierot, tracąc kontakt z włoskimi krewnymi.
To siostra Angela, jej duchowa przewodniczka, popchnęła ją do wyjazdu do Włoch w poszukiwaniu jej pochodzenia i dalekich krewnych.
W Wenecji znalazła dwie jeszcze żyjące starsze ciotki, siostry swojej matki: 88-letnią ciotkę Elisę i 80-letnią ciotkę Giulię .
Ciotka Giulia zabrała ją do rodzinnego domu, w którym dorastała jej matka; w jednym pokoju znajdował się obraz, reprodukcja Madonny autorstwa Ferruzziego: „ Ta Madonna jest twoją matką ” – mówi jej starsza ciotka.
„ Wiem ” – odpowiedziała zakonnica, wierząc, że mówi o Matce Boskiej jako Matce wszystkich wierzących.
Ale ciotka wyraziła się dokładniej i opowiedziała jej prawdziwą historię obrazu, wyjawiając jej, że to była twarz jej matki z młodości.

Siostra Angela Maria Bovo


Z „Madonną” Ferruzzi wygrał ten drugi Biennale w Wenecji w 1897 roku , w których brał udział z intencją reprezentujących Motherhood , jako malarza początkowo nazywany pracę.
Dzięki niezwykłej wyrazistej słodyczy obraz od razu odniósł ogromny sukces.
Obraz zakupiono za trzydzieści tysięcy lirów, na owe czasy postać astronomiczną.
Kilkakrotnie odsprzedany, za osiemdziesiąt tysięcy lirów kupili go bracia Alinari , właściciele znanego domu fotograficznego we Florencji, którzy wystawiali go w swoich pracowniach.
Kiedy postanowili go odsprzedać, bracia Alinari zastrzegli jednak prawa do wszelkiego rodzaju reprodukcji.
Najnowsze wiarygodne wiadomości pochodzą z zakupu obrazu w czasie II wojny światowej przez Johna George'a Alexandra Leishmana , mecenasa i dyplomatę, ówczesnego ambasadora w Szwajcarii, który kupił obraz, ale nie posiadał praw autorskich.
Potem losy obrazu zabarwiają się na żółto, gdyż giną jego ślady.
Według potomka Ferruzziego, ambasador amerykański wysłał obraz do Ameryki, ale podczas przeprawy statek z nim zatonął, niektórzy twierdzą, że z powodu sztormu, inni z powodu torpedy Niemców, a piękna Madonnina wylądowała na dnie morza.
Według innych obraz przybył w latach 50. do Pensylwanii i znajduje się w prywatnej kolekcji, ale jego lokalizacja nie jest znana."

Madonna by Roberto Ferruzzi

(...) Obraz, który znamy jako „Madonnę”, jest w rzeczywistości dziełem określanym jako „święte” najczęściej reprodukowanym na świecie i to nie tylko na płótnie, ale także na pocztówkach, kartkach świętych, znaczkach pocztowych i różnych przedmiotach.
Jednak mimo ogromnej popularności, niewiele osób zna nazwisko malarza, który uwiecznił go w 1897 roku i osobliwą historię, która się za nim kryła.

To dzieło, jako rzadki przypadek, w którym sława pracy przerasta zamysł autora, jest znany pod kilkoma nazwami: Madonnina , Madonna z Dzieciątkiem , Madonna del Riposo (Spoczynku) , Madonna delle Vie (Z ulicy) , Madonna della Tenerezza (Czułości), Madonnella a nawet Zingarella (Cygańska)."

Jeśli jeszcze nie rozwiałam  wątpliwości, kto był modelką Madonny z Dzieciątkiem, proszę porównać te dwa obrazy.


Madonna na znaczkach pocztowych


Żródło:
Madonnina Roberto Ferruzzi - blublogpreziosa.blogspot.com

 

czwartek, 8 lipca 2021

NIE BĄDŹ OBRAŻONYM DZIECKIEM

(by Albin Veselka Tutt'Art@) 

Najnowszy artykuł w Catholic Exchange autorstwa ks. Nnamdi Moneme, OMV traktuje o niebezpieczeństwie obrażania się na Boga.

"(...)
brażamy się na Boga z powodu śmierci naszych bliskich, tragedii w naszym życiu lub naszych nieudanych planów. Czujemy się obrażeni, ponieważ Bóg zwykle nie odpowiada na nasze potrzeby w sposób, w jaki oczekujemy od Niego. Obrażamy się na Niego z powodu naszych długotrwałych zmagań z grzechem, naszych bolesnych relacji itp. Obrażamy się na innych ludzi, takich jak nasi przywódcy polityczni, duchowni, a nawet na nasze bliskie związki z powodu ich działań lub zaniechań. . Obrażamy się również za nasze niepowodzenia, słabości życiowe lub uporczywe trudności.

Musimy sobie przypomnieć, że obraza tylko nas rani; nie Bóg ani inni. Obrażanie się i pozwalanie, by w nas wrzało, jest szybką i słodką trucizną dla duszy, która ostatecznie gasi radość naszego życia duchowego. Gdy obraza zamyka nasze serca na doświadczenie i ofiarowanie miłości Bogu i innym ze względu na Boga, nie możemy otrzymać łaski, której potrzebujemy, aby żarliwie się modlić, szczerze żałować za nasze grzechy, bezinteresownie służyć innym, odważnie praktykować cnoty i pokonywać grzech. Tracimy również wszelką prawdziwą radość, która pochodzi z bezwarunkowej miłości Boga. W ten sposób tracimy całą wewnętrzną radość w Bogu iw sprawach duchowych.

W ten sposób obrażanie Boga i podsycanie obrażania się na innych przygotowuje nas do pełnego buntu przeciwko Bogu, Jego przykazaniom i Jego woli wobec nas. Wszelki śmiały i uporczywy bunt przeciwko Bogu i Jego przykazaniom, który widzimy w naszych czasach w Kościele i poza nim, a zwłaszcza te grzechy przeciwko życiu ludzkiemu, czystości i małżeństwu, najprawdopodobniej rozpoczął się od świadomego lub nieświadomego obrażania Boga z jakiegoś jednego lub kilku powodów.

Św. Paweł pokazuje nam, że antidotum na obrazę jest utrzymywanie naszych serc i umysłu otwartymi na Boga i na innych, bez względu na to, jakiej zniewagi doświadczamy. Otrzymał „obfite objawienie” wraz z „cierniem w swoim ciele”. Ten „cierń” mógł być jakąś osobistą walką, sprzeciwem lub trudnością w jego życiu. Gorąco i wytrwale modlił się, aby Bóg go zabrał. Bóg nie zabrał mu „ciernia”, ale ofiarował Mu wystarczającą łaskę do wierności Mu pomimo walki: „Wystarczy ci mojej łaski, bo moc w słabości się doskonali”.

Św. Paweł nie był urażony odmową Boga uwolnienia go od tych mąk. Z ufnością otworzył swoje serce, aby otrzymać potężną łaskę Bożą. Łaska ta przemieniłaby, uzdrowiła i wzmocniła go do stawienia czoła, zaakceptowania i zniesienia wielu rzeczy, które łatwo spowodowałyby u każdego z nas obrazę: „Jestem zadowolony ze słabości, obelg, trudności, prześladowań i ograniczeń ze względu na Chrystus” (2Kor. 12:7,9, 10). Jest to moc łaski Bożej do wierności Chrystusowi nawet w obliczu rzeczy, które nas obrażają, jeśli tylko odmówimy zatwardzenia naszych serc przez obrażanie się na Boga.

Oprócz tego otwarcia na miłość Boga w obliczu obraźliwych rzeczy i osób, nigdy nie wolno nam pozwalać, aby w naszych relacjach z innymi trwała uraza. Jezus ostrzegł nas również przed tym: „Jeżeli składasz swój dar przy ołtarzu i tam pamiętasz, że twój brat ma coś przeciwko tobie, zostaw tam swoje dary przed ołtarzem i idź; najpierw pojednaj się ze swoim bratem, a potem przyjdź i złóż swój dar” (Mt 5,23-24).

Jeśli owocne uwielbienie Boga wymaga, aby nasze serca były wolne od jakiejkolwiek obrazy przeciwko nam, możemy sobie wyobrazić absurdalny scenariusz proaborcyjnego i popierającego dzieciobójstwo katolika przystępującego do Komunii św. Jest to kult najbardziej pusty i pozbawiony sensu, ponieważ nienarodzeni, którzy są mordowani w łonach swoich matek, mają tak wiele rzeczy przeciwko takim „katolikom”, którzy odmówili im podstawowego prawa do życia i duchowieństwu, którzy tolerują tak skandaliczne i świętokradcze przyjmowanie Eucharystii . Nie można myśleć o bardziej pustym kulcie niż ten.

Jeśli znajdujemy się w stanie obrazy na Boga, ponieważ nie rozumiemy Jego tajemniczych sposobów działania , łatwo poddajemy się zdenerwowaniu, że stan ten zabija naszą radość, by trzymać nas w pułapce. Musimy pamiętać, że Bóg, który zawsze jest miłosierny, oferuje nam tę samą wystarczającą łaskę, więc bądź Mu wierny w obliczu tych wszystkich przykrych wydarzeń. Nie możemy pozbyć się uczuć zdenerwowania bez pomocy Jego łaski.

Bóg dał nam również Swoją Matkę Maryję, zawsze wierną Matkę Bożej łaski, aby pomogła nam otworzyć nasze serca na przyjęcie i odpowiedź na Jego miłość i łaski w tych chwilach . Mama Maria nie obrażała się na innych we wszystkich przykrych momentach swojego życia, jak wtedy, gdy musiała urodzić Jezusa w żłobie lub szukać Go przez trzy dni. Nigdy nie obrażała się na Boga, nawet jeśli nie mogła zrozumieć działań Jezusa i Jego słów do niej: „Muszę zajmować się sprawami mojego Ojca… Niewiasto, jak ta twoja troska dotyczy mnie?” Ale Mama Maria miała otwarte serce na łaskę, która wspierała ją w wierności Chrystusowi nawet na krzyżu. Ona pomoże i może nam pomóc zrobić to samo dzisiaj.

W tej Eucharystii Jezus daje nam tę samą wystarczającą łaskę, która napełniła serce Maryi i przemieniła św. Pawła we własnych słabościach. Bez względu na różnorodne rzeczy lub osoby, które mogą nas dzisiaj urazić, On nadal oferuje nam również swoją wewnętrzną radość, uzdrowienie i pokój, które wynikają z otwarcia na Jego łaskę. Nie musimy być niewolnikami naszych niespokojnych uczuć, które zamykają nasze serca na miłość, ale możemy być Mu wierni w obliczu wszystkich tych przykrych rzeczy. Podobnie jak Mama Maryja, i z Jej pomocą, musimy tylko otworzyć nasze serca na Jego tajemniczą miłość i potężną łaskę i nie obrażać się na Niego z jakiegokolwiek powodu(...)

Cały artykuł znajduje się tutaj