Translate

czwartek, 27 sierpnia 2020

PERPETUA I FELICYTA

(św.św.Perpetua i Felicyta)

Kiedy po długich "męczarniach" moich i 2 lekarzy ginekologów, jeden z nich podszedł do kalendarza i zapytał, które z  imion dzisiejszych patronek dnia nadam swojej pierworodnej córeczce, nie zastanawiałam się długo. Już przecież imię obraliśmy wspólnie z mężem. Lekarz odczytał z kartki z kalendarza: Aniela i Petronela.  Całe szczęście, że  nie Perpetua i Felicyta. Nie skorzystaliśmy z żadnej proponowanej opcji.
Były to czasy, kiedy rodzice nie odwoływali się raczej do imion archaicznych, za to chętnie nadawali imiona z argentyńskich seriali, jak Isaura czy Alonso.

Za równe 3 lata , co do dnia, sytuacja się powtórzyła.  Urodziłam następną córeczkę. Patronki były wciąż te same. Mogłabym tym duetem obdarować moje dwie córki. Obchodziłyby w przyszłości nie tylko urodziny w tym samym dniu, ale również imieniny.

Skoro przywołałam Perpetuę i Felicytę, to kilka zdań o nich, bo to były święte kobiety.


Na portalu Polonia Christiana znalazłam takie informacje:

"(...)

erpetua i Felicyta










patronki bezpłodnych kobiet - matki męczennice 

Perpetua i Felicyta to męczennice wymieniane w drugiej modlitwie wstawienniczej Kanonu Rzymskiego. Łączył je związek szczególny, jedna bowiem była kobietą z zamożnej patrycjuszowskiej rodziny, druga jej niewolnicą. Ich wspólne męczeństwo stanowi piękne zobrazowanie autentycznej katolickiej równości – równości wobec Boga i śmierci – jaką chrześcijaństwo wniosło w proces rozwoju ludzkości. 

Perpetua była młodą mężatką mieszkającą niedaleko Kartaginy w Afryce Prokonsularnej (na terenie obecnej Tunezji). O jej mężu nie zachowały się żadne pewne wiadomości. Wiadomo jedynie, że mieli małe dziecko. Ojciec Perpetui był poganinem, a ona potajemnie rozpoczęła katechumenat i nakłoniła do wiary Chrystusowej kilka osób ze swego otoczenia, w tym brata Saturusa oraz służbę domową (Felicytę, Rewokatusa, Sekundulusa i Saturninusa). 

Za panowania Septymiusza Sewera Perpetua została oskarżona o bycie chrześcijanką. Wraz ze wszystkimi „winnymi” została osadzona w więzieniu w Kartaginie. Jej służąca Felicyta, również zamężna, była akurat w ciąży, nie mogła więc być od razu stracona, gdyż prawo rzymskie zabraniało dokonywania egzekucji na ciężarnych kobietach. 

W więzieniu Perpetua i Felicyta przyjęły chrzest. Tam też rozegrał się dramat niełatwego wyboru Perpetui. Przynoszono jej dziecko, aby mogła karmić je piersią, a ojciec nie przestawał namawiać jej, by złożyła ofiarę rzymskim bóstwom i tak ocaliła życie. Mówił, że jest jego ukochaną córką, że włożył w jej wychowanie najwięcej serca, całował ją po rękach i błagał, żeby odstąpiła od Chrystusa. Córka pozostawała nieugięta, wiedząc, iż nic nie znaczy życie na tej ziemi, jeśli dobrowolnie utraci się perspektywę zbawienia w wieczności. 

W końcu dzielna patrycjuszka wraz z towarzyszami stanęła przed sądem. Zadano jej pytanie, które przesądziło o jej losie: „Czy jesteś chrześcijanką?”. Odpowiedź brzmiała: „Jestem chrześcijanką”. W konsekwencji zawleczono skazanych na arenę, gdzie mieli być rozszarpani przez dzikie zwierzęta. Podanie głosi, iż bestie nie ośmieliły się tknąć świętych męczenników i dlatego musieli ich zabić gladiatorzy. 

Historię św. Perpetui i Felicyty oraz innych umęczonych wówczas chrześcijan poznajemy dzięki zapiskom uczynionym przez tę pierwszą w więzieniu oraz relacji naocznego świadka. Ich kult w szybkim tempie rozprzestrzenił się w Kościele, a o jego randze świadczy chociażby dodanie imion świętych niewiast do najważniejszej części Mszy Świętej."


czwartek, 20 sierpnia 2020

WSPÓŁPRACA Z ANIOŁAMI


Dzisiaj "idę na łatwiznę".
Dla tych, którzy nie zaglądają na mój podstawowy blog "Zapiski Wczesnej Emerytki" udostępniam post o mojej współpracy z aniołami.  Tworząc  wówczas tamten tekst nie planowałam jeszcze nowego bloga o charakterze religijnym. Tym tłumaczy się moje postanowienie, że należy go skopiować w to miejsce, bardziej właściwsze. Tam może być przyjęty tylko humorystycznie, a tu... sami oceńcie.

angelo-sotto-i-vestiti, Animacja Michele Giammaria (MIKI4)

Czy Wielkopolanie nie słyszeli tego szumu na niebie (nie myślę o dzielnicach, nad którymi kursują samoloty z Ławicy, czy wojskowe błyskawice z hukiem, jak grzmoty F-16)?

To moje anioły przemierzały Wielkopolskę, aby znaleźć odpowiednie miejsce na ostatnie gniazdo rodzinne. A miały rozległe zadanie, którego realizację opisałam w poście „Pomiary odległości” tutaj. Nie wszystko tam opisałam. Najważniejsze przypadki, niezwykle cudowne dla rodziny, związane z tym miejscem, zachowałam bez publicznego ujawnienia, strzegąc prywatności członków rodziny.

Ale wcześniej, kiedy mieszkaliśmy jeszcze na Mazowszu, odwiedzaliśmy dość często córki studiujące i mieszkające w Poznaniu, przemierzając ponad 250 km autem.

Jedna z córek, zwracała się do mnie z prośbą, jak to miała w zwyczaju, o wstawienniczą modlitwę. Przecież zbliżał się następnego dnia egzamin. „A ucz się”, mruczałam sobie pod nosem niejednokrotnie. „A nie angażuj ze strachu aniołów! Jak trwoga to do Boga, a nie do mnie!”.

Druga córka wolała kontakt bezpośredni z Wyższą Władzą bez mojego pośrednictwa.

Ileż to ja musiałam uruchamiać kontaktów anielskich (teraz bez kontaktów, to ani rusz), np. : Aniołowie Stróże - mój, córki, egzaminatora.

A kto za to wszystko zapłaci? 
Oj, sorry, zapomniałam się. Usługi non profit, przynajmniej z niebiańskiej strony, bo córka była bardzo wdzięczna, nie powiem, zanadto zwojów mózgowych nie przegrzewała, a wynik osiągała wspaniały.

Miała za co pośrednikom, mam na myśli matkę, jako menadżerowi, oraz zleceniobiorcom niebiańskim, za co dziękować.
Przez wszystkie lata studiów nie miała żadnych potknięć w zaliczeniach i egzaminach.

Druga córka, ta „Samosia”, też pięknie przez drogę wyższego stopnia edukacji przebrnęła bezproblemowo. Nigdy nie informowała mnie o terminie swoich egzaminów, ale dopiero wtedy, kiedy było już po wszystkim i chwaliła się ocenę bardzo dobrą. Nie jestem jednak pewna, czy Anioł jakiś nie maczał (?) w tym swoich…..skrzydełek.

Ostatnio mam, jakby mniej, roboty jako menedżerka. 
Nie sądzę, aby zleceniodawczyni przeniosła się do szarej strefy. Wolę myśleć, że serwer na linii „ziemia – anielskie przestworza” działa bez zakłóceń, a nie jak u mnie, przy prowadzeniu bloga. Zależy w którym pomieszczeniu pracuję, często pojawia się komunikat: „Podczas zapisywania lub publikowania Twojego posta wystąpił błąd. Spróbuj ponownie. Zamknij". Ach, ten serwer ze swoim słabym zasięgiem!

W życiu nie mam zamiaru na razie niczego zamykać i wciąż jestem gotowa przyjmować zamówienia od rodziny lub kogokolwiek innego na prośbę o modlitwy wstawiennicze, oczywiście, non profit!

Kontakty z aniołami są czasem bardzo frapujące.

A oto taki, np.: przypadek. 
Jechałam z mężem do córek, wówczas jeszcze poznańskich słowików, przepraszam za przejęzyczenie, „słoików”, wioząc im pomidorówkę w szybkowarze i schabowe kotleciki. Dlaczego w szybkowarze? Sama nie wiedziałam, nigdy tego nie robiłam, brałam raczej słoiki. Kotleciki pozawijałam, każdy oddzielnie, w przezroczyste folijki.

Na trasie mamy zwyczaj odmawiać głośno wszystkie trzy części różańca. To zajmowało nam połowę trasy do Poznania. Same korzyści, bo czas i trasa szybko mijała, a i kierowca nie słyszał gderania pasażerki: "Kochanie, jedź wolniej..." (to wersja najbardziej łagodna). Mężowi bardzo pasuje wybór tej właśnie modlitwy, bo takie, jak np.: Koronka do Miłosierdzia Bożego, albo Anioł Pański (które też znamy i odmawiamy), niestety, dałyby mi szybciej możliwość fonicznego włączania się do jazdy jako pilot. A tego mąż nie znosi, nawet, gdyby najbardziej próbował złagodzić nastawienie po modlitwie do mnie jako nawigatorki (patrz post: „Autko z szoferem, proszę  tutaj). 

I tak, pewnego razu po zakończeniu odmawiania różańca okazało się, że samochód odmówił kierowcy posłuszeństwa do tego stopnia, że nawet ja, jako nawigatorka struchlałam i nie rozpoczęłam rutynowego nawijania.

Pedały nie reagowały na życzenie męża. Samochód rwał przed siebie z prędkością…(nie czyta tego posta czasem policjant..., a co mi tam...) grubo ponad setkę. Jechaliśmy, dzięki Bogu i aniołkom, bez innych uczestników drogi szybkiego ruchu tak długo, aż auto samo się zatrzymało.

Nie będę opisywać szczegółów, ale naprzeciw trasy znajdował się serwis, w którym zostawiliśmy doholowany (przez dobrego człowieka, mieszkającego w pobliżu) do naprawy samochód z pomidorówką w bagażniku, szczelnie zamkniętą w szybkowarze. Okazało się, że pękł pasek rozrządu albo coś innego. Przecież nie znam się na mechanice, mogę się mylić. Jestem tylko kobietą z szoferem.

Sami ustawiliśmy się w ten upalny dzień na drodze z kotlecikami w reklamówce, czekając w charakterze autostopowiczów. No niezupełnie, trochę kasy ze sobą wzięliśmy z domu.

No i zatrzymał się anioł w postaci młodzieńca, który miał po brzegi zapchane auto dużymi ściennymi kalendarzami (bez pornografii – bo to był, jako się rzekło – Anioł). 

Zrobił jednak dla nas miejsce i zawiózł do Poznania. Nie wiem, dokąd dokładnie jechał (ufałam, że nie w zaświaty), chcieliśmy go zwolnić z tej uciążliwości spowodowanej nami już na pierwszym przystanku tramwajowym lub autobusowym, na początku Poznania, aby go dalej nie fatygować, lub w dowolnie wybranym przez niego miejscu. Uparł się, że zawiezie nas do celu. Zajechaliśmy więc pod kilkunastopiętrowy blok z nieprzeliczoną ilością okien, przez które wyglądają gapie. 
A kto im w końcu zabroni się gapić, no kto? Są przecież u siebie!

Z ogromną wdzięcznością za anielską dobroć młodzieńca (non profit), wygramoliłam się z auta, a z mojej reklamówki, którą wcześniej trzymałam w aucie na swoich kolanach, wytoczyły się, i szerokim łukiem rozrzuciły na parking, kotleciki schabowe. Prawda, że była to pora obiadowa i może niejeden wyglądający przez okno mrówkowca mieszkaniec miałby na takiego kotlecika ochotę, ale przecież aż tyle ich nie miałam, żeby sprawiedliwie Pyrlandię wykarmić.

Aniołek rzucił się do pomocy, nawet zaproponowałam mu wspólny obiad, ale podziękował. Zapomniałam, że aniołowie karmią się Miłością Bożą, a nie schabowymi kotletami, jeszcze skalanymi parkingowym pyłem.

Ciekawa byłam, jak długo mieli naprawiać samochód. Nie dlatego pytałam o to męża, że nie miałam czym do domu wrócić (urlop wzięłam tylko na 1 dzień), owszem, może też, ale przede wszystkim zastanawiałam się, co z tą pomidorówką? 

Czy sama w ten upalny dzień stamtąd nie wypełznie, chociaż po kilku dniach, kto wie? 
Nie… przecież była zamknięta szczelnie w szybkowarze. 

Jak to dobrze, że posłuchałam przed wyjazdem mojego Anioła Stróża, aby zupę zamiast w słoikach, tym razem zabrać w szybkowarze!

<><><><><><><><>

A teraz poważniej.
Co na temat aniołów – jako doskonałych sług Bożych - mówi Pismo Św?



Autor wpisu w Google+: Fiorella Arca

„…Pismo Święte wskazuje nam, że aniołowie - jako doskonali słudzy Boga - pragną pozostawać anonimowi, raczej działać niezauważalnie. Biblijni autorzy przestrzegają nas przed oddawaniem aniołom nadmiernej czci i przed zjawiskiem anielskiego kultu (zwłaszcza pisze o tym święty Paweł). Biblia podkreśla jednocześnie, że zawsze każdy z ludzi może liczyć na anielską opiekę, zwłaszcza ten najmniejszy i najbardziej niewinny - jak choćby dziecko, którego anioł zawsze wpatruje się w oblicze Boga Ojca, o czym zapewnił nas sam Jezus”.

Źródło: Herbert Oleschko: „Aniołów dyskretny lot”, Wydawnictwo oo. Bernardynów "Calvarianum", Kalwaria Zebrzydowska 1996.

sobota, 15 sierpnia 2020

WNIEBOWZIĘCIE NMP ( ODEJŚCIE DUCHA I WZIĘCIE CIAŁA DO NIEBA)



Uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, obchodzona przez Kościół katolicki 15 sierpnia, sięga V wieku i jest rozpowszechniona w całym chrześcijaństwie. Jednocześnie należy zaznaczyć, że Nowy Testament nigdzie nie wspomina o ostatnich dniach życia, śmierci i o Wniebowzięciu Matki Bożej. Nie ma Jej grobu ani Jej relikwii.
A oto zapowiedziany w poprzednim poście cytat z "Poematu Boga - Człowieka Marii Valtorty.

Napisane 5 stycznia 1944 r.
Mówi Jezus:

«Kiedy nadeszła ostatnia godzina dla Maryi, Mojej Matki, opadła Ona na posłanie jak wyczerpana lilia, która oddała całą swą woń i chyli się pod gwiaździstym niebem, zamykając biały kielich. Zamknęła oczy na wszystko, co Ją otaczało, żeby pogrążyć się w ostatniej pogodnej kontemplacji Boga.
Anioł Maryi, pochylony nad Jej snem, czekał drżąc, aż – w czasie postanowionym przez Boga – ogarniająca ją ekstaza oddzieli Jej ducha od ciała i odłączy go na zawsze od ziemi. Z Nieba już zstępował łagodny, wzywający rozkaz Boży.
Pochylony nad tym tajemniczym spoczynkiem Jan, anioł ziemski, także czuwa nad mającą go opuścić Matką. A kiedy widzi, że zgasła, czuwa nad Nią dalej. Pragnie bowiem tę śpiącą, taką piękną i cichą, zachować od profanujących i ciekawskich spojrzeń. Chce, aby pozostała po śmierci Nieskalaną Oblubienicą i Matką Boga.
Istnieje opowiadanie, według którego w trumnie Maryi, otwartej przez Tomasza, znaleziono jedynie kwiaty. To tylko legenda. Żaden grób nie pochłonął ciała Maryi, nie było bowiem żadnych zwłok Maryi, bo Ona nie umarła tak, jak umiera ktoś, kto posiadał życie.
Ona jedynie, na rozkaz Boży, odłączyła się od ducha, który wyprzedził Ją [do Nieba]. [Z tym duchem potem] połączyło się ponownie Jej najświętsze ciało. Odwracając zwyczajne prawa – zgodnie z którymi ekstaza kończy się, gdy przerywa się uniesienie, to znaczy kiedy duch powraca [do ciała], do stanu normalnego – ciało Maryi ponownie zjednoczyło się z duchem, po długim spoczynku na żałobnym posłaniu.
Dla Boga wszystko jest możliwe. Ja wyszedłem z Grobu o własnej mocy. Maryja zaś przyszła do Mnie, do Boga, do Nieba, nie poznawszy w ogóle grobu z jego okropnością zgnilizny i posępności. To jest jeden z najbardziej olśniewających cudów Bożych. Co prawda nie jedyny, jeśli się przypomni o umiłowanym przez Pana Henochu i Eliaszu. Nie zaznawszy śmierci zostali oni porwani z ziemi i przeniesieni gdzie indziej: na miejsce znane jedynie Bogu i mieszkańcom Niebios. Pomimo swej sprawiedliwości byli oni niczym wobec [doskonałości] Mojej Matki, niższej pod względem świętości jedynie od Boga.

Właśnie dlatego nie ma szczątków ciała ani grobu Maryi. Maryja nie miała grobu, a Jej ciało zostało wzięte do Nieba.»


Napisane 1 maja 1946 r.
Mówi Jezus:
«Istnieje różnica między odłączeniem się duszy od ciała w prawdziwej śmierci, a chwilowym oddzieleniem się ducha od ciała i ożywiającej je duszy przez ekstazę lub kontemplacyjne uniesienie.
Odłączenie się duszy od ciała doprowadza do prawdziwej śmierci. Kontemplacja ekstatyczna zaś – czyli czasowe wzniesienie się ducha poza bariery zmysłów i materii – nie wywołuje śmierci. [Dzieje się tak] dlatego, że dusza wtedy nie odrywa się i nie odłącza całkowicie od ciała. Czyni to tylko jej najdoskonalsza część, którą pochłania ogień kontemplacji.
Wszyscy ludzie, dopóki żyją, mają w sobie duszę albo martwą wskutek grzechu, albo ożywioną dzięki [łasce] sprawiedliwości. Do prawdziwej kontemplacji dochodzą jednak tylko ludzie bardzo miłujący Boga.
Dusza podtrzymuje życie [człowieka] tak długo, jak długo jest zjednoczona z ciałem. Właściwość ta wspólna jest wszystkim ludziom. [Możliwość kontemplacji] wskazuje, że dusza posiada w sobie część szczególną: [jakby] duszę duszy lub ducha ducha. U sprawiedliwych jest [to część] bardzo potężna. U tych zaś, którzy przestali kochać Boga i Jego Prawo – choćby tylko przez letniość lub grzechy powszednie – część ta staje się słaba. Z tego powodu istota ludzka traci zależną od stopnia osiągniętej doskonałości zdolność kontemplowania i poznawania Boga oraz Jego odwiecznych prawd. Im bardziej istota stworzona miłuje Boga i służy Mu wszystkimi siłami i uzdolnieniami, tym bardziej najwznioślejsza część jej ducha powiększa zdolność poznawania, kontemplowania i przenikania odwiecznych prawd.
Wyposażony w rozumną duszę człowiek jest [jakby] pojemnym [naczyniem], które Bóg napełnia samym Sobą. Maryja – istota najświętsza po Chrystusie pośród wszystkich stworzeń – była naczyniem tak przepełnionym Bogiem, że przez całe wieki na wszystkich Swych braci w Chrystusie wylewa Boga, Jego łaski, miłość i zmiłowania.
Przeszła [przez ziemię] ogarnięta falami miłości. Teraz zaś, stawszy się w Niebie oceanem miłości, przelewa jej fale na Swe wierne dzieci i na synów marnotrawnych, dla zbawienia wszystkich. Ona bowiem jest Matką wszystkich ludzi.»


Bazylika Zaśnięcia Najświętszej Marii Panny w Jerozolimie - YouTube


WIZJA ŚW. JANA ( Wniebowzięcie NMP)


(Wniebowzięcie Najświętszej Marii Panny
 by Guido Reni (1638-9) -
 Alte Pinakothek - Munich - Germany 2017)

Spośród wielu książek, jakie zabrałam ze sobą z poprzedniego miejsca zamieszkania jest m.in. "Poemat Boga-Człowieka" Marii Valtorty. Jest to monumentalne dzieło o życiu Jezusa. Autorka zapisała 15 tysięcy stron, na których zanotowała swoje wizje lub bezpośrednie rozmowy, w których relacjonowali Jezus i Maryja a ona była tylko jakby wierną  "protokolantką". 

Wizja św.Jana.


WZIĘCIE DO NIEBA [CIAŁA] MARYI

Napisane 8 grudnia 1951.

Ile dni minęło? Trudno to ustalić w sposób pewny. Gdyby próbować określić według kwiatów tworzących wieniec wokół martwego ciała, można by rzec, że upłynęło kilka godzin. Sądząc jednak po zwiędłych liściach gałązek oliwnych, na których złożono świeże kwiaty, oraz po zwiędłych kwiatach położonych jak relikwie na pokrywie skrzyni, można sądzić, że minęły już dni.
Jednak ciało Maryi jest takie, jakby dopiero co oddała ducha. Żadnego znaku śmierci na Jej twarzy ani na małych dłoniach. Żadnego nieprzyjemnego zapachu w izbie. A nawet unosi się tu [przyjemna] woń, którą trudno określić. To jakby mieszanina kadzidła, zapachu lilii, róż, konwalii albo górskich traw.
Jan, który czuwa – nie wiadomo od ilu już dni – zasypia, pokonany przez znużenie. Siedzi wciąż na taborecie, oparty plecami o ścianę, obok wychodzących na taras otwartych drzwi. Światło lampy, która stoi na podłodze, oświetla go od dołu. Pozwala to dostrzec jego twarz, zmęczoną i bardzo bladą. Tylko oczy są zaczerwienione od łez.
To już chyba świt, bo w słabym brzasku staje się widoczny dla oka taras oraz oliwki otaczające dom. Światło staje się coraz silniejsze. Wchodząc przez drzwi sprawia, że w pomieszczeniu widać wyraźnie nawet sprzęty oddalone od lampy, które wcześniej ledwie zarysowywały się [w mroku].
Nagle izbę zalewa potężne światło: światło srebrzyste z odcieniem błękitu, fosforyzujące. Wciąż wzrasta i przewyższa już światło jutrzenki i lampy. Jest to światło podobne do blasku, jaki napełniał Grotę Betlejemską w chwili Boskich Narodzin. W tej rajskiej światłości ukazują się postacie aniołów. Są światłością jeszcze wspanialszą od tak już potężnej pierwszej jasności. Jak wtedy, gdy aniołowie ukazali się pasterzom, [tak i teraz] tańczą iskry o wszelkich barwach, wydobywające się z delikatnie poruszających się [anielskich] skrzydeł. Słychać ich szelest – harmonijny, słodki jak brzmienie harfy.
Anielskie postacie tworzą wieniec wokół posłania. Pochylają się nad nim, podnoszą nieruchome ciało i silniej poruszają skrzydłami, co wzmacnia istniejący już przedtem dźwięk. Przez szczelinę, która w cudowny sposób otwarła się w dachu – tak jak dzięki cudowi otwarł się Grób Jezusa – [aniołowie] odchodzą, unosząc ze sobą ciało swej Królowej. [Jest to ciało] najświętsze, to prawda, jednak nie doznało jeszcze uwielbienia i wciąż podlega prawom materii. Od tego poddania wolny był Chrystus, kiedy zmartwychwstał z [ciałem] uwielbionym.
Dźwięk, wywoływany [poruszeniem] skrzydeł anielskich, wzrasta i jest teraz potężny jak głos organów. Pogrążony we śnie Jan poruszył się dwa lub trzy razy na swym taborecie, jakby przeszkadzało mu silne światło i dźwięk anielskich głosów. [Teraz] budzi się całkowicie, z powodu tego potężnego dźwięku i silnego podmuchu powietrza. Wpada ono przez odkryty dach i wychodzi otwartymi drzwiami, tworząc pewien rodzaj wiru. [Podmuch ten] porusza pustymi już przykryciami posłania i szatami Jana, gasi lampę i z gwałtownym trzaskiem zamyka otwarte drzwi.
Apostoł – jeszcze na wpół zaspany – rozgląda się wokół siebie, aby uświadomić sobie, co się stało. Widzi, że posłanie jest puste, a dach – odkryty. Pojmuje, że zdarzył się cud. Wybiega na zewnątrz, na taras, i – jakby pod wpływem duchowej podniety lub niebiańskiego wezwania – podnosi głowę. Chcąc patrzeć musi przysłonić ręką oczy, chroniąc wzrok przed wschodzącym właśnie słońcem.
I widzi. Dostrzega ciało Maryi – jeszcze pozbawione życia, zupełnie podobne do ciała śpiącej osoby – wznoszące się coraz wyżej, podtrzymywane przez zastęp anielski. Powiewa poła płaszcza Maryi i welon, jakby żegnając się po raz ostatni. Być może dzieje się tak z powodu podmuchu wiatru, wywołanego szybkim wznoszeniem się i ruchem skrzydeł anielskich. Kwiaty, które Jan układał wokół Maryi i wciąż zmieniał, pozostały z pewnością w fałdach Jej szat i opadają teraz deszczem na taras i na całe Getsemani. Potężne „hosanna” anielskiego zastępu coraz bardziej oddala się i cichnie...
Jan nie przestaje śledzić wzrokiem ciała unoszonego do Nieba. Niewątpliwie dzięki cudowi – uczynionemu dla niego przez Boga, aby go pocieszyć i wynagrodzić za jego miłość do przybranej Matki – widzi wyraźnie, że Maryja, ogarnięta teraz promieniami wschodzącego słońca, wychodzi z ekstazy, która odłączyła Jej duszę od ciała. Odzyskuje życie, wstaje, gdyż teraz Ona także posiada dary właściwe ciałom uwielbionym.
Jan patrzy i patrzy. Udzielony przez Boga cud daje mu możliwość – wbrew wszelkim prawom naturalnym – dostrzegania Maryi, która teraz szybko wznosi się ku Niebu. Śpiewający „hosanna” aniołowie już Jej nie pomagają, lecz otaczają Ją.
Jana zachwyca ta wizja. Jej piękna żadne pióro ludzkie, żadne słowo człowieka, żadne dzieło artysty nie będzie mogło nigdy opisać ani przedstawić. Jest to piękno nie do opisania.
Jan, oparty wciąż o murek tarasu, nadal patrzy na tę wspaniałą i rozbłyskującą Bożą formę. W istocie tak można nazwać Maryję uformowaną przez Boga w sposób szczególny. On chciał, żeby była niepokalana jako forma dla Wcielonego Słowa. Maryja wznosi się coraz wyżej. A oto ostatni, największy cud udzielony przez Boga-Miłość temu, który Go doskonale miłuje: cud zobaczenia spotkania Najświętszej Matki z Jej Najświętszym Synem. Jezus – równie jaśniejący i pełen blasku, piękny nieopisaną pięknością – szybko zstępuje z Nieba. Zbliża się do Matki, tuli Ją do serca i razem – jaśniejąc bardziej niż dwie największe gwiazdy – odchodzą tam, skąd Jezus przyszedł.
Widzenie Jana skończyło się. Spuszcza głowę. Na zmęczonej twarzy można wyczytać zarówno ból, z powodu utraty Maryi, jak i radość z Jej chwalebnego losu. Radość jednak góruje już nad bólem. Mówi:
«Dziękuję, mój Boże! Dziękuję! Przewidywałem, że to się stanie. Chciałem czuwać, aby nie uszło mojej uwadze żadne wydarzenie związane z Jej Wniebowzięciem. Jednak od trzech dni już nie spałem! Sen i znużenie dodane do smutku pokonały mnie i zwyciężyły akurat wtedy, gdy Wniebowzięcie było bliskie... Ale może Ty tego chciałeś, o Boże, żebym nie zakłócił tej chwili i żebym zbytnio nie cierpiał... Tak, niewątpliwie tego chciałeś, jak teraz pragnąłeś, żebym zobaczył to, czego bez cudu nie mógłbym ujrzeć. Pozwoliłeś mi jeszcze zobaczyć Ją – choć tak już daleką, uwielbioną i chwalebną – [tak wyraźnie], jakby była przy mnie. I ujrzeć znowu Jezusa!... O, błogosławione widzenie, nieoczekiwane, niespodziewane! Dar Jezusa-Boga przewyższający wszystkie dary dla Jego Jana! Najwyższa łaska! Zobaczyć ponownie mojego Nauczyciela i Pana! Zobaczyć Go przy Jego Matce! Jego – podobnego do słońca i Ją – podobną do księżyca! Oboje w niewysłowionym blasku, z powodu uwielbienia, i szczęśliwych ze zjednoczenia na zawsze! Czymże teraz będzie Raj, który rozjaśnicie Swym blaskiem Wy: największe gwiazdy niebiańskiego Jeruzalem! Jakaż to radość chórów anielskich i świętych! Taka sama jak radość z danej mi wizji Matki i Syna. Ona jest tak wielka, że zaciera wszelki Jej [dawny] smutek, wszelki Ich [dawny] smutek. Nawet mój smutek ustaje i zastępuje go we mnie pokój. Z trzech cudów, o które prosiłem Boga, dwa się spełniły. Zobaczyłem, jak życie powróciło do Maryi, i czuję, że do mnie powraca pokój. Ustało wszelkie moje udręczenie, bo zobaczyłem Was znów zjednoczonych w chwale. O Boże, dziękuję Ci za to! Dziękuję Ci, że dałeś mi możność zobaczenia – dzięki tej Istocie Najświętszej, ale przecież będącej człowiekiem – jaki jest los świętych. [Dziękuję, że mogłem zobaczyć], jaki będzie [ich los] po sądzie ostatecznym i po zmartwychwstaniu ciał połączonych ponownie z duchem, który w godzinie śmierci wstąpił do Nieba.
Nie musiałem tego widzieć, żeby uwierzyć, bo zawsze mocno wierzyłem we wszystkie słowa Nauczyciela. Jednak po wiekach czy tysiącleciach wielu będzie wątpić, że ciało, które stało się prochem, będzie mogło na nowo stać się ciałem żyjącym. Tym będę mógł powiedzieć, przysięgając na rzeczy najwyższe, że nie tylko Chrystus własną Swą Boską mocą powrócił do życia, ale że także Jego Matka w trzy dni po Swej śmierci – o ile można śmiercią nazwać taką śmierć – odzyskała życie i w ciele połączonym z duszą zajęła Swe wieczne mieszkanie w Niebie, u boku Syna. Będę mógł powiedzieć: „Wierzcie, wszyscy chrześcijanie, w zmartwychwstanie ciał na końcu wieków i w życie wieczne dusz i ciał – błogosławione dla świętych, a straszliwe dla nie skruszonych grzeszników. Wierzcie i żyjcie w sposób święty, jak święcie żyli Jezus i Maryja, abyście dostąpili tego samego losu. Widziałem Ich ciała wstępujące do Nieba. Mogę o tym zaświadczyć. Żyjcie sprawiedliwie, żebyście mogli pewnego dnia znaleźć się z duszą i ciałem w nowym i wiecznym świecie, blisko Jezusa-Słońca i Maryi: Gwiazdy wszystkich gwiazd.” Jeszcze raz dzięki Ci, o Boże!
A teraz pozbierajmy to, co pozostało po Niej: kwiaty opadłe z Jej szat, liście oliwek, które pozostały na łóżku... przechowajmy je... Będą przydatne... Tak, przydadzą się do udzielenia pomocy i pociechy moim braciom, których na próżno oczekiwałem. Prędzej czy później spotkam ich...»
[Jan] zbiera nawet opadłe płatki kwiatów. Wraca do izby, trzymając je w pole płaszcza. Przygląda się uważnie otworowi w dachu i woła:
«Nowy cud! Nowa i zadziwiająca harmonia cudów w życiu Jezusa i Maryi! On, Bóg, zmartwychwstał o własnych siłach. Swoim pragnieniem odsunął kamień Grobu i dzięki własnej mocy wzniósł się do Nieba. Maryja – choć Najświętsza, ale jednak córka człowiecza – otrzymała pomoc aniołów. Oni to utorowali Jej przejście, żeby mogła się wznieść do Nieba. Z ich też pomocą unosiła się tam.
Co do Chrystusa to duch powrócił, żeby ożywić Jego Ciało, gdy było jeszcze na ziemi. Było to potrzebne, aby zmusić do milczenia Jego nieprzyjaciół i utwierdzić w wierze wszystkich Jego wiernych i zwolenników. Do najświętszego ciała Maryi duch powrócił wtedy, kiedy było ono już na progu Raju, bo dla Niej nie trzeba było nic innego. O doskonała mocy nieskończonej Mądrości Boga!...»
Jan zbiera teraz do jakiegoś płótna kwiaty i liście, które zostały na posłaniu. Dołącza do nich te kwiaty, które pozbierał na zewnątrz, i kładzie je razem na wieku skrzyni. Potem otwiera ją, wkłada do niej poduszkę Maryi i przykrycie z łóżka. Schodzi do kuchni i zbiera inne przedmioty: wrzeciono i kądziel, naczynia, którymi Maryja się posługiwała. Układa je z innymi rzeczami. Zamyka skrzynię, siada na taborecie i mówi:
«Teraz już wszystko się dokonało, także dla mnie! Jestem wolny i mogę już odejść stąd tam, dokąd Duch Boży mnie poprowadzi. Pójdę rozsiewać słowo Boże, które Nauczyciel dał mi do przekazania ludziom... Uczyć miłości... Uczyć jej, żeby ludzie uwierzyli w Miłość i w jej moc. Dać im poznać to, co Bóg-Miłość uczynił dla ludzi. Jego stałą Ofiarę, Jego Sakrament i Obrzęd... Aż do końca wieków możemy być zjednoczeni z Jezusem Chrystusem przez Eucharystię i odnawiać Obrzęd oraz Ofiarę, jak On nakazał to czynić. Wszystko to dary doskonałej Miłości!... Sprawić, żeby kochali Miłość i uwierzyli w Nią tak, jak my uwierzyliśmy i wierzymy. Będę rozsiewać Miłość, aby żniwo i połów były obfite dla Pana. Miłość otrzymuje wszystko. To powiedziała Maryja w ostatnich słowach do mnie. Określiła mnie jako wyjątkowo miłującego w gronie apostołów, całkowicie różniącego się od Iskarioty, który nienawidził. Piotr był, [jak powiedziała,] porywczy; Andrzej – łagodny; synowie Alfeusza – święci i mądrzy, postępowali szlachetnie... i tak dalej. Ja, miłujący – teraz gdy już nie mam na ziemi Nauczyciela ani Jego Matki do miłowania – pójdę szerzyć miłość wśród narodów. Miłość będzie moją bronią i nauką. Dzięki niej zwalczę demona, pogaństwo i zdobędę wiele dusz. W ten sposób będę naśladować Jezusa i Maryję, którzy byli doskonałą miłością na ziemi.»

Ten post  jest zbyt długi, abym jeszcze mogła zamieścić wyjaśnienia Jezusa na temat odejścia Ducha Maryi i wzięcia do nieba jej ciała ( też cytaty z tego samego poematu).
Będzie to temat następnego posta.

MATKA BOSKA ZIELNA

W sierpniu każdy kwiat woła:
"zanieś mnie do kościoła"
przysłowie ludowe



Dzisiaj katolicy obchodzą Święto Wniebowzięcia Najświętszej  Maryi Panny

(Wniebowzięcie Maryi-art by Jacopo Palma Starszy)

 Jest ono także zwane  Świętem Matki Bożej Zielnej.

Matka Boska Zielna - Grzegorz Bialik - 1957r.

http://www.chrystus-krol.przeworsk.pl/19310 - tu znajdziesz wyjaśnienie, skąd wzięła się ta druga nazwa świąt .

Są to jedne z największych świąt w kościele katolickim ku czci Maryi.




W książce Marii Kownackiej pt.: "Polskie Madonny Ludowe" znajdują się m.in. takie wiersze:


Zielna – 15.08

Matka Boska – Zielna!... Zielna!...
Ziele kwitnącego drużka,
rozmarynem pachnąca, weselna
w drohnych, ziołowych wianuszkach!
W wianuszkach, z drobnej rutki,
w rozchodnikach złotych kwiatkach,
z wniebowziętych uśmiechem cichutkim –
wszelakiego ziela Matka…

Chronią od burzy i gromu
wianuszki Twoje zeschnięte,
od nieszczęść strzeże domu –
Duch Zielnej i wniebowziętej!...




Charles Courtney Curran - Tutt'Art@ 

Łezki Matki Boskiej

Czy ty wiesz, Mario z przydrożnej kaplicy
Jak nasz lud każdą Łezkę Twoją liczy?
i jak uroczo wcielić cię potrafi.
w łąkowej drżączki posrebrzane trawki!
Jak to dziurawiec, lek wśród ludu znany –
jako „dzwoneczki Przenajświętszej Panny”…
Lnica z łodyżką swoją nitkowaną –
„Lenkiem Maryi” – kwitnie całe lato!

W drobnych wianuszkach „Zielna” – łąk bylica
pasterek drużka, młodych – powiernica –
Co sprzyja czarom i rozchmurza smętki
w wonnych, łąkowych czarach „marzymiętki”…
Gdzie skały, piargi – tam znów zanokcica –
„Włoskami Matki Boskiej” – górski świat
zachwyca –

Te wdzięczne nazwy – to trwałe dowody –
ile Słowianin sił czerpał z przyrody!
W każdym źdźble, trawce i w każdej roślinie,
która jakimiś cnotami zasłynie:
leczy czy karmi, czy też koi troski –
wyśledzić umiał dusza Matki Boskiej…

Mario „Obronna” – broń naszą przyrodę –
przed niszczycielskim, zdziczałym pochodem!

Ty kochasz życie, Niepokalana.
Ave Maryja! – wszyscy – na kolana!


Niedziela Zielna (Niedziela Kwietna,
 Procesja Matki Boskiej Zielnej)
Witold Pruszkowski, 1883



Zdzislaw Jasiński - W Święto Matki Boskiej Zielnej

wtorek, 11 sierpnia 2020

TO NIE W TYM RZECZ (bis)

Post o tym tytule pojawił się po raz pierwszy na moim blogu Zapiski Wczesnej Emerytki, jednak na zawarte w nim treści religijne postanowiłam go skopiować w to miejsce.


Art by  Edward Emerson Simmons


To nie w tym rzecz, by czuć się pięknym, spoglądając w lustro lub pławić się w cudzych zachwytach, bardziej lub mniej szczerych, na temat swej urody.



Sztuką jest znaleźć w sobie tyle wiary, aby mimo obiektywnej świadomości na temat niedostatków swej urody, czuć się kochanym i to przez Kogo!


Sprawdź sobie, co o tobie mówi Bóg w Księdze Miłości. Jest to pieśń nad pieśniami.



owstań, przyjaciółko ma,
piękna ma i pójdź!
ukaż mi swą twarz,
daj mi usłyszeć swój głos
Bo słodki jest głos twój,
i twarz pełna wdzięku."
(Pnp 2, 13-14)
....


"O jak piękna jesteś, przyjaciółko moja,
jakże piękna!
Oczy twe jak gołębice
za twoją zasłoną.
włosy twe jak stado kóz
falujące na górach Gileadu.
Zęby twe jak stado owiec strzyżonych,
gdy wychodzą z kąpieli:
każda z nich ma bliźniaczą,
nie brak żadnej.
Jak wstążeczka purpury wargi twe
i usta twe pełne wdzięku.
Jak okrawek granatu skroń twoja
za twoją zasłoną.
Szyja twoja jak wieża Dawida,
warownie zbudowana;
tysiąc tarcz na niej zawieszono,
wszystką broń walecznych.
Piersi twe jak dwoje koźląt,
bliźniąt gazeli,
co pasą się pośród lilii.
Nim wiatr wieczorny powieje
i znikną cienie,
pójdę ku górze mirry,
ku pagórkowi kadzidła.
(Pnp 4, 1-6)


Gdyby niejedna dziewczyna znała ten tekst i uwierzyła, może uniknęłaby depresji?


art by Denis Sarazhin


A czy znasz piosenkę Jacka Cygana, którą niesamowicie wykonuje Grażyna Łobaszewska, pt: Brzydcy? 



Brzydka ona, brzydki on
Mała stacja, kiepski bar
A oni przytuleni, jakoś niezwykle tak
Jakby się miał utlenić nagle świat
I gdzieś w jeziorach źrenic
Światła na tysiąc par
W czterech słońcach czar
Gdzieś tu chyba zakpił los
Ona brzydka, brzydki on
A taka ładna miłość, aż nierealna wręcz
Tak jakby ich spowiła tęcza tęcz
I wszechobecna siła
Tknęła najczystszy ton
W tkliwy serca dzwon

Nie mów do mnie często zbyt
"Wyglądasz dziś jak nikt"
Jakoś nie bawi mnie już wcale
Ten banalny sznyt
Ja ci odpowiem szczerze
Uprzejmie wierzę, lecz nie w tym rzecz
Brzydka ona, brzydki on
A taka ładna miłość
Mała stacja, kiepski bar
Brzydka ona, brzydki on
A taka ładna miłość
Brzydka ona, brzydki on
To nie w tym rzecz
Nie w tym rzecz

MODLITWA PORANNA GUITTONA


(art by Giovanni Battista Salvi da Sassoferrato)

oże, niech Twoje upodobanie bedzie również moim, moją pasją, moją miłością. Spraw, bym jej szukał, odnalazł ją i spełnił. Masz wielkie zamiary co do mnie: wyjaw mi je i pomóż spełnić.

Niech w każdej godzinie moja dusza wznosi się ku Tobie. Spraw, bym zrozumiał, że wszystko, co nie służy Twej chwale, jest bez wartości. Niech moja pobożnośc nie będzie tylko przyzwyczajeniem, ale stałym porywem serca.

Spraw Boże, bym w moich radościach zachował umiar, by smutek mnie nigdy nie przygnębił, pomóż mi zachować czystość, obdarz pilnością i cierpliwością i naucz cierpieć bez narzekania.

Naucz mnie mierzyć wszystkie moje bóle miarą Twego Krzyża, aby wydały mi się małe i niegodne Ciebie.
A nade wszysko daj mi, Boże, pokój, pogodę ducha i radość.
Spraw, by radość niebiańska już teraz opromieniała ziemię, by szczęście wiekuiste już dziś ożywiało moją nadzieję.


Spraw, bym zawsze był radosny i spokojny, jak gdybym już był w Twoim domu z Aniołami i ze Świętymi.
Ochraniaj mnie w ciągu tego dnia. Obudź mnie. Obym żył pełnią życia.


Jean Guitton – francuski filozof i teolog katolicki. Uczeń Bergsona. Pracował naukowo na Sorbonie. Był kontynuatorem tradycji filozoficznej francuskiego spirytualizmu. Zasłynął jako pierwszy świecki audytor Soboru Watykańskiego II. Wikipedia

niedziela, 9 sierpnia 2020

NASZE ŻYCIOWE ŚCIEŻKI


Myśl o Nim na każdej drodze, 
a On twe ścieżki wyrówna.
Prz 3,6

ydaje się, że to rada dość (podana w motto) prosta do realizacji, ale zawsze jakiś sabotaż z różnych stron (świata, ciała i szatana) wciąż te starania niweczy. Oczywiście, bez większej trudności znajdujemy wytłumaczenie, dlaczego nasze serca   zostały zajęte czymś innym na tyle, aby w nich zabrakło czasu i przestrzeni dla Boga. Może tak zdarzać się sporadycznie, gorzej, gdy staje się to utrwalonym sposobem na życie. Jeśli będziemy zmieniać swoje priorytety stopniowo, to w końcu odsuniemy z pierwszego miejsca Boga na dalszy plan, lub zapomnimy o Jego istnieniu. On jednak nigdy o Nas nie zapomni, mimo, że kroczymy drogą, której On nigdy by nam nie doradził. 
Mamy własną wolę i idziemy swoją drogą.

Idź swoją drogą
Raz, Dwa, Trzy

Co dzień
Gdy przejdziesz próg
Jest tyle dróg
Co w świat prowadzą
I znasz
Sto mądrych rad
Co drogę w świat
Wybierać radzą
I wciąż
Ktoś mówi ci
Że właśnie w tym
Tkwi sprawy sedno
Byś mógł
Z tysiąca dróg
Wybrać tę jedną

Gdy tak

Zrządzi traf
Że świata prawd
Nie zechcesz zmieniać
Gdy
Kark umiesz zgiąć
Gdy siłą wziąć
Sposobu nie ma
Gdy w tym
Nie zgubisz się
Nie zwiodą cię
Niełatwe cele
Wierz mi
Na drodze tej
Osiągniesz wiele

Znajdziesz na

Tej jednej z dróg
I kobiet śmiech
I forsy huk
Choćby cię kląć
Świat cały miał
Lecz w oczy nikt
Nie będzie śmiał
Chcesz łatwo żyć
To śmiało idź
Idź taką
Drogą
Nim
Nie raz nie sto
Osiągniesz to
Mój przyjacielu
A nim
Przetarty szlak
Wybierzesz jak…
Źródło:
LyricFind




Na FB pod tym postem otrzymałam taki piękny komentarz mojej Przyjaciółki Ireny, za co jestem Jej bardzo wdzięczna :)  :



Źródło: Sarah Young "Jezus jest blisko"